Chanel po raz pierwszy

Post został zaplanowany, więc na komentarze odpowiem jak dorwę się do internetu :) 

 Moja siostra mnie rozpieszcza. Do tego stopnia, że moje oczy kota ze Shreka w końcu ją złamały (hah!) i dostałam cień, który początkowo miałam jej zabrać :D No kaman, Agu, i tak byś nie zauważyła :D A jeśli do tego to czytasz to wiesz, ten tego, kocham Cię! :D No ale kto by nie kochał siostry :D 

Tym razem wysępiłam Illusion D'Ombre Long wear eyeshadow w odcieniu 85 Mirifique od Chanel. W UK cena pojedyńczego cienia z tej serii waha się między 22-24f, czyli nie tak mało. Z drugiej strony po dogłębnym zapoznaniu się z tym egzemplarzem bez żalu skusiłabym się na 2-3 klasyczne kolory, które w 100% bym wykorzystała. Jakość bije tu na łeb inne cienie w kremie. W sumie, to w musie, bo konsystencja szanelki jest dziwna. Miękka, niby nieco sucha, dość mocno napigmentowana. Wybaczcie wygląd powierzchni cienia, trochę go poużywałam zanim go obfociłam, a i Agu nieźle go wymacała :D

To, co w cieniu podoba mi się najbardziej, a czego nie widziałam w innych to drobinki. Błyszczące, mieniące się i trzymające się powieki, a nie całej twarzy. Na ręce robiłam kreski pędzelkiem i palcem, rozcieranie palcami nie wychodzi mi dobrze ale pędzlem idzie lepiej. No i szanelka nieźle się spisuje w roli bazy pod ciemne cienie! Jeszcze nie miałam odwagi nałożyć jej na całą powiekę, boję się efektu pandy, ale kusi mnie ta opcja na tyle mocno, że przy najbliższej okazji zaryzykuję.

A tu jeszcze dowód, że kreska lubi sobie połyskiwać delikatnie na niebiesko. Aparat za bardzo to nasycił, a ja mistrzem fotoszopa nie jestem więc nie umiałam tego zmienić.

No, i makijaż. Najczęściej szanelka trafia na górną powiekę w roli kreski. Efekt jest widoczny ale subtelniejszy niż klasyczny czarny eyeliner, ładnie połyskuje i szybko daje się przerobić na coś mocniejszego, wieczorowego. Wad nie znalazłam, a starałam się bardzo. No chyba, że cena.

Skusiłybyście się?