Autor: / 9 lis 2013 / 8 Comments / , , ,

Color Club Take Wing 4/6

Dawno, bo jeszcze jakoś latem kupiłam sobie set lakierów Color Club o wdzięcznej nazwie Take Wing. Zestaw nabyłam w TK Maxxx za zawrotną cenę 7,99f. Podobały mi się aż dwa kolory, ale że osobno ich nie było a strony internetowe nie wchodziły w grę, to wzięłam całość. W końcu baba to stworzenie zmienne, więc szansa że reszta kolorów mi się spodoba była duża. Dwa z nich już opisałam, i o dziwo nie były to te faworyzowane przeze mnie. O Daisy Does It możecie poczytać TUTAJ, natomiast o Sparkle and Soar TUTAJ. W przypadku tego lakieru macie jeszcze w gratisie Halloweenowe mani, które już nie jest na czasie, ale dalej je lubię :P Dziś troszkę hurtowo, bo aż cztery lakiery, czyli reszta ferajny z setu. Miałam je pokazać osobno, ale w tym roku chciałabym się wykazać i stworzyć kilka świątecznych mani, więc wersje robocze muszę troszkę skompresować :) Nudno nie będzie, bo podczas mojej zaniżonej aktywności na blogu jakiś czas temu różne tutoriale i mani się tworzyły, czekają tylko na publikację.

Wracając do Take Wing - dalej mam mieszane odczucia, dalej coś mi nie pasuje. Mimo wszystko korzystam, żeby nie było że kupiłam i leży. Próbuję złamać trochę kolory, za którymi nie przepadam, stąd część będzie od razu z dodatkami, a część saute, ewentualnie z bezbarwnym topem. O trwałości i zmywaniu wypowiedziałam się w dwóch poprzednich postach, które podlinkowałam wyżej więc pominę tę kwestię.

W zestawie, poza bezbarwnym topem było sześć lakierów w iście letnich i iskrzących kolorach. Jeden z nich nosi nazwę serii, czyli Take Wing. Jest to intensywny róż o numerku 958 i gdyby nie to, że ładnie komponuje się z czernią to już dawno poleciał by przez okno.

W celu uzyskania krycia ze zdjęć musiałam nałożyć trzy cienkie warstwy, których ostateczną zaletą jest fakt, że schną bardzo szybko. Niestety, kolor ten za bardzo gryzł mnie w oczy (tu wyobrażam sobie wielką różową plamę z zębami wygryzającą mi gałki oczne, co wygląda zabawnie i strasznie jednocześnie).

Z mocnym postanowieniem używania brokatów i dodatków zapoznałam Was już jakiś czas temu, a że się tego trzymam to postanowiłam wylosować na ślepo jakiś słoiczek i coś wykombinować. Trafiłam na czarne kwadraciki z dziurką, które ku mojej uciesze na samym dnie słoiczka miały jeszcze środki. Niewiele myśląc poprzyklejałam ich trochę na paznokcie, pokryłam to topem i radośnie nosiłam przez jakieś 2 dni.



Po przygodzie z różem postanowiłam przelecieć się z Fly With Me (962). Śliczna, soczysta i jabłkowa zieleń, która o dziwo wywołała pozytywne skojarzenia i chętnie po nią sięgnęłam. Ubolewam, że lakier nie nada się do zdobień, bo pewnie byłby mocno eksploatowany przy moim zamiłowaniu do malowania różyczek i kwiatków wszelakiej maści :<

Cała seria charakteryzuje się tym, że trzeba nałożyć 2-3 warstwy żeby uzyskać sensowne krycie. Tutaj dalej końcówki lekko prześwitywały, ale było to widoczne tylko pod słońce, a to spowodowało że odpuściłam malowanie po raz kolejny. Schnięcia nie sprawdzałam, bo....

...miałam plastry miodu w podobnym kolorze i nigdy nie wiedziałam do czego ich użyć. W końcu znalazłam zastosowanie. Całość pokryłam Seche Vite i to był błąd. Nie wiem czy Wam też SV skraca żywotność lakierów na paznokciach, ale ja coraz częściej mam ochotę się pozbyć tego topu.



Były skrzydła, były loty, będą haje. Sky High 960 to niebieski cudak, którego koloru nie udało mi się uchwycić tak jak bym chciała. Mój aparat wariuje przy niebieskich i fioletowych odcieniach, a skill w obrabianiu zdjęć jest zdecydowanie zbyt niski, żeby coś z tym zrobić.

Trzy cienkie warstwy lakieru załatwiają sprawę w zupełności, schną szybko i... odbarwiają skórę. Nie płytkę! Skórę! Przy zmywaniu mocno się zdziwiłam i po dwóch dniach z sinymi palcami i opuszkami nauczyłam się zmywać takie kolory ruchem od góry paznokcia w dół. Zero tarcia, zero szurania na boki. Tutaj mani nie będzie, bo kolor nie sprawiał mi żadnych problemów wizualnych, a czas kurczył się w oczach.



Na sam koniec perełka kolekcji, czyli kolor przez który w ogóle kupiłam całość. Od razu ostrzegam, że w rzeczywistości jest odrobinkę ciemniejszy i nie kupiłam go dla koloru wyjściowego, a dla efektów specjalnych które pokażę Wam jakoś w przyszłym tygodniu, ale to pod warunkiem że nie złamie mi się znowu żaden paznokieć, a z tym bywa różnie. Metamorphosis 961 to taka troszkę perełka, bo po wycieczce do Brukseli i obejrzeniu pałacu królewskiego byłam wręcz chora od widoku sufitu w żuczkowej sali. Ktoś na górze zadbał o to, by moje marzenie się spełniło :D

Kolor bez dodatków jest piękny, wystarczają mi tutaj dwie warstwy. Wysycha bardzo szybko i nie odbarwia płytki przy zmywaniu. Prawdziwe piękno jednak zobaczycie dopiero za kilka dni, bo o ile lakier sam w sobie jest cudowny, o tyle w połączeniu z innym lakierem CC zostaje moim faworytem odkąd go kupiłam, a to już całkiem spory kawał czasu. Rzadkie zjawisko, zaiste :P


Follow on Bloglovin
Share This Post :
Tags : , , ,

8 komentarzy :

  1. Od jakiegoś czasu rozważam zakup lakierów CC, jednak mają tak duży wybór że sama nie wiem na które się zdecydować :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Najlepiej chyba pogrzebać na blogach :) Mnie kuszą holosie :)

      Usuń
  2. Ten ostatni kolor jest fenomenalny!

    OdpowiedzUsuń
  3. Różowy niezbyt w moim stylu, ale pozostałe trzy - fantastyczne!

    OdpowiedzUsuń
  4. Fly With Me i Metamorphosis 961 to zdecydowanie moje kolorki. Daj znać jak Ci się znudzą :)

    OdpowiedzUsuń

Bardzo cenię każdy komentarz od Was, daje mi to świadomość, że warto dla Was pisać! Dziękuje! :)
Drażnią mnie komentarze wklejane masowo na blogi o treści "fajny blog, obserwujemy? :*:):D" wiec zastanów sie 3 razy zanim wciśniesz ctrl+v. I tak wrzuce go do spamu
Anonimów poprosze o podpisywanie sie, nie lubie zwracac sie do kogoś bezosobowo :)


Obserwatorzy

Archiwum