Moje pierwsze nie-tinty

Jak na rynku pokazały się tinty od OPI to poprosiłam mamę o kupienie mi w hurtowni kilku sztuk najtańszych lakierów, które będą wyglądały tak, jakby chciały kryć ale nie mogły. Mama się spisała, kupiła 6 i zadowolona mi je dała. Mówi mi - Domi, one po złotku były (złotek to po śląsku złotówka :P) więc się cudów nie spodziewaj.
Pomyślałam sobie że one nie wyglądają jak lakiery najwyższych lotów i naprawdę mocno się zdziwiłam jak się okazało, że kryją lepiej niż niejeden lakier za piątaka. Żaden z nich nie ma numerka, więc musicie zadowolić się zdjęciami i informacją nt. warstw. Kolorów jest od groma, są lepsze i gorsze, mnie jak widać trafiła się całkiem niezła partia.

Perełka, której na zdjęciu na górze nie ma. Dwie warstwy, schnie szybko. Na tint za mało kolorowa, za to na czarnym lakierze wygląda całkiem spoko.

Żelek, potrzebujący trzech warstw. Schnie najdłużej, ale najładniej błyszczy.

Pomarańczka z shimmerem, dwie warstwy i kolor cudny wychodzi. Tyle szczęścia za złociaka!

Dwie warstwy, krem jak się patrzy. Kredowy trochę (o ile można tego określenia użyć do lakierów o innym kolorze niż biały)

3 żelkowe warstwy, kolor mi się niesamowicie podoba!

3 warstwy typowego żelka.

Dajcie znać czy sięgacie czasami po takie totalne taniochy i na jakie marki zwracacie wtedy uwagę :)