Autor: / 22 lis 2016 / 2 Comments /

Dno i wodorosty - denko 07-09.2016

Jak część z Was zapewne pamięta, a drugiej część właśnie przypomnę - tegoroczne denko rozbiłam na kwartały. Uznałam, że walenie posta ze śmieciami co miesiąc to za dużo. Okazało się, że i kwartalne śmieciówki mnie przerosły, bo mamy listopad a ja dalej przy wrześniu jestem. Na szczęście na grudzień post już jest zaplanowany i tylko regularnie go apdejtuję, żeby potem nie bolało tak bardzo :D

Denko czerwcowe było ogromne, bo udało mi się dokończyć większość produktów zaczętych. Miałam wtedy postanowienie, że nie otworzę nowego balsamu dopóki nie zużyję tych otwartych itp. Udało się, zapasy są uszczuplone a mnie jest lżej, bo wiem że nic się nie zmarnuje. Denko wrześniowe (no w zasadzie to lipcowo-sierpniowo-wrześniowe) jest skromniejsze, ale udało mi się wykończyć odrobinę kolorówki, a to jest nie lada wyczyn.

1. Superdrug Vitamin E Moisture Boost Facial Serum - Małe, całkiem wydajne. Bardzo ładnie pachnie, nosiłam je pod makijaż. Jest z pompką, więc higiena oczywiście zachowana do samego końca. Do kompletu mam krem na dzień i na noc ale to właśnie serum było najlepsze. Stosowane regularnie fajnie odżywiło mi skórę i nieco ujarzmiło suche skórki na nosie.
2. Garnier Pure Active Micellar Cleansing Water - wracam regularnie, bo działa. Pisałam o nim więc nie będę się powtarzać. Dla mnie bomba, szczególnie że na co dzień nie używam kosmetyków wodoodpornych, a tylko z nimi sobie radzi raczej słabo.

3. Ghost Eclipse Body Lotion - balsam jak balsam. Pachnie pięknie, wchłania się szybko (aczkolwiek ja bym powiedziała, że to bardziej gęste mleczko niż balsam) i zmiękcza skórę na kilka h. Na dłuższą metę nie polecam, bo prędzej skórę przesuszy. Nie ma co ściemniać, balsamy perfumowane mają pachnieć, a nie pielęgnować.
4. Soap&Glory Endless Glove hand cream - Jeden z fajniejszych kremów, który uratował mi skórę po zbyt długim kontakcie z detergentami. Pachnie ładnie i świetnie działa. Nakładałam go na noc (bez rękawiczek!) i w ciągu dnia. Po tygodniu nie miałam nawet śladu po suchej i popękanej skórze. Cena też spoko, więc jak Wam wpadnie w łapki to polecam.
5-6. Dor Wet Look top coat i Wibo Express Growth Top coat - dwa tanie top coaty, które kupiłam jak byłam na urlopie i chciałam sobie paznokcie przemalować. Oba spoko, aczkolwiek Dor lepszy, bo schnie szybciej. No i wzorniki maluje się nimi idealnie :D
7-8. Nutra Nail Gel Perfect set - było pięknie, aż do momentu, w którym chciałam pomalować paznokcie po dłuższej przerwie i okazało się, że kolor zgluciał. Nie wykluczam, że jest to moja wina, więc jak będą znowu w Poundlandach to sobie kupię :D

1. Bell CC-Cream fluid korygujący - ujdzie. Poprzednia wersja (KLIK i KLIK) była wg mnie o niebo lepsza, ale póki co nic mi podkładu Bell nie zastępuje. Jest lekki, kryje tyle, ile powinien i utrzymuje się na skórze całkiem porządnie. Niestety jego poprzednik miał dwie ekstra zalety: nie warzył się na nosie i dało się go rozprowadzić idealnie bez potrzeby posiadania lustra. Nowa wersja lubi robić smugi i to jest jej największy minus. Drogie Bell, spieprzyliście. Spieprzyliście big time!
2. Rimmel Match Perfection - całkiem spoko podkład, który kryje, nie jest zbyt ciężki i nieźle się trzyma. Niestety pompka się szybko psuje a i wydobycie resztek podkładu to zadanie dla akrobaty a nie rozespanej mnie która o 6 rano chce się pomalować. No i trwałość ssie, bo jednak po 2-3 godzinach oczekiwałabym, że podkład dalej siedzi tam gdzie powinien, a on po prostu powoli zanika. Temu panu już podziękujemy.
3. Bell fluid matująco-kryjący - jeżu schowany w krzakach, nie! NIE! Jako, że podkłady Bell lubię to postanowiłam kupić jakiś nowy do przetestowania. Najgorzej wydane 2 dychy w tym roku. Podkład nakłada się jak jakąś silikonową papkę, od razu czuć na skórze maskę i wierzcie mi - konia z czymśtam dla tego, kto mi ten podkład nałoży bez zrobienia plam i tak go utrwali, że mi się ta klejąca masa nie będzie przenosić na wszystko, czego twarzą - nawet tylko delikatnie - dotknę.
4. Vipera bronzer, którego numerka ani nazwy już nie mam - brązowy ze złotymi drobinkami. Bardzo pylący, łatwo było nim zrobić placki. Najlepiej mi się go nakładało mięciutkim pędzlem i wtedy dawał najfajniejsze efekty. Zdecydowanie kupiłabym znowu, ale coś mi mówi, że to albo jakaś limitka, albo jestem ślepa bo go znaleźć nie mogę :D
5. Vipera róż z jakieś paczki Ambasadorskiej - mały, idealny do podróży. Opakowanie szybko popękało, ale produkt sam w sobie został nienaruszony. Był ze mną długo i wspominam go dobrze. Pamiętam, że widziałam go w jakimś sklepie za jakieś marne grosze i trochę żałuję, że nie kupiłam, bo teraz ani nazwy, ani numerka nie mam.

6. Bell Glam Wear Nude 01 - najlepszy błyszczyk tej marki jaki miałam (swoją drogą o Bell dzisiaj w poście całkiem dużo jest!). Pięknie pachnie, fajnie się trzyma na ustach i daje bardzo ładny, naturalny look. Zdecydowanie kupię znowu, jak go gdzieś znajdę, bo Bell ma tendencję do usuwania z oferty produktów, które polubiłam :D
7. ABH Vamp - podjebka, koleżanka mi dała. Kolor piękny, ale trwałość tak ssie, że na pewno się nie polubimy. To jak nakładać cement na usta i się dziwić, że się kruszy :D
8. Nivea Pearly Shine pomadka ochronna - lubiłam bardzo. Dawała delikatny kolor, fajnie pachniała i w lecie była okej (na zimę ochrona zbyt słaba!). I wszystko było idealnie aż do momentu, kiedy zapomniałam, że mam ją w kieszeni i wrzuciłam spodnie do prania :D #RIP
9. Lovely Curling Pump Up mascara - w dalszym ciągu ulubiony tusz ever. Kupuję regularnie i mimo przestróg np. na wizażu jeszcze mi rzęsy nie wypadły. Tusz jest czarny, nie osypuje się i nawet na siłowni trzyma się rzęs, a nie powiek. Tani i dobry, więcej mi nie trzeba!
10. Mememe Dew pots Tangled Ivy 3 - spisywał się tylko jako eyeliner a przez ostatnie kilka miesięcy i tak go ani raz nie użyłam. Ot, miło było ale pora na lot. Do kosza.
11. MySecret niebieski brokatowy eyeliner - znowu - numerka nie mam, nazwy nie mam. Piękny kolor był, trwałość mega ale zgęstniał mi za bardzo. Swoje wysłużył, więc wyrzuciłam z żalem i zdecydowanie będę go szukać znowu.
12. Anabelle Minerals róż Honey - zużyłam tylko dlatego, że potrzebowałam czegoś małego na urlopie. Kosmetyki Anabelle lubiłam na początku, potem z jakiegoś powodu przestałam się nimi interesować i dzisiaj podchodzę do nich z rezerwą. Jedyny produkt, który dalej uwielbiam to ich biały korektor.

1. Bingo Spa Ghassoul Clay maska do włosów - Rozpisałam się na jej temat w poście, który zlinkowałam, więc tu nie ma sensu. Powiem tylko, że pod koniec bardzo ją męczyłam i żeby wykończyć dwa produkty za jednym razem dodawałam do niej spiruliny.
2. Aloe Vera Lotion - Kupiony w Bootsie w celu nawilżania włosów. Pamiętam żel aloesowy od Safiry, był świetny więc i tu się spodziewałam fajnych efektów. Było miernie, nie polecam :D
3. Pantene dry hair oil - wersja arganowa. Koło suchego olejku to nie leżało, pachnie ładnie, nic nie robi. Ot, szybciej muszę włosy myć bo się robię niebo... obklejone. U mnie się nie sprawdził.
4. Tara Smith Shining Moment mgiełka nabłyszczająca -nie polecam stosować na włosy zaraz po myciu, ale już 2-3 dni po jest idealnie. Mgiełka ładnie włosy nabłyszcza, nieco zmiękcza i nie robi im krzywdy, jak np. spraye nabłyszczające o konsystencji lakieru do włosów :D

5. Andrea - kolejne opakowania, tym razem kupowane TUTAJ. Od jakiegoś czasu sprzedawca wysyła buteleczki plastikowe i po porsównaniu obu wersji moim ślepym okiem stwierdzam, że poza opakowaniem innych zmian nie zanotowałam. Co więcej, plastikowe buteleczki są po prostu wygodniejsze. Włosy rosną jak szalone, spokojnie mogę podcinać zniszczone końcówki i nie czuć aż takich dużych strat :)
6. Khadi Neem, Basil and Tea Tree hair oil - odsyłam do postu. Nie ma tu za dużo do dodania, ot olej jak olej.
7. Khadi Shikakai shampoo - jak wyżej :D
8. Boots tea tree oil - kolejne opakowanie. Pomaga mi w walce z łupieżem i swędzącą skórą, mieszam go z Andreą i jakimkolwiek innym olejem i nakładam na kilka h. Opisałam go lepiej w zlinkowanym poście.
9. Green Pharmacy jedwab do włosów - Uwielbiam! Kupiłam kilka butelek na zapas i korzystam regularnie. Nakładam to serum tylko i wyłącznie na końce a następnie wyczesuję włosy szczotką z dzika. Efekt? Ładniejszych końcówek nie miałam od lat! Myślę, że skrobnę porządny post na temat serum, bo urywa dupę! :D
10. E-Naturalne Spirulina sproszkowana - rozpisałam się w poście, więc odsyłam. Uwielbiam i zdecydowanie kupię znowu.


No poszło! Też macie problemy z postami denkowymi? :D
Share This Post :
Tags :

2 komentarze :

Bardzo cenię każdy komentarz od Was, daje mi to świadomość, że warto dla Was pisać! Dziękuje! :)
Drażnią mnie komentarze wklejane masowo na blogi o treści "fajny blog, obserwujemy? :*:):D" wiec zastanów sie 3 razy zanim wciśniesz ctrl+v. I tak wrzuce go do spamu
Anonimów poprosze o podpisywanie sie, nie lubie zwracac sie do kogoś bezosobowo :)


Obserwatorzy

Archiwum